Jolanta Wolters
Westdeutsche Allgemeine Zeitung WAZ
Chansonniere Jola Wolters rührt Besucher zu Tränen
Von Alexa Kuszlik
Jola Wolters spielte ihr mittlerweile drittes Soloprogramm „wo die Blumen sind“ über den Weltstar Marlene Dietrich – und rührte das Publikum zu Tränen / Ihre Stärke sind die leisen Töne - die Sehnsucht in ihrer Stimme ist fast mit Händen greifbar. So viel Wärme liegt darin, dass es schon Hitze gleicht / Sie singt „Ich bin von Kopf bis Fuß auf Liebe eingestellt“, mit einem Funkeln in den Augen, bei dem man sofort versteht, warum die Dietrich sowohl die Männer als auch die Frauen verrückt machte. Es gibt wohl keine Sängerin, die näher an die große Dietrich herankommt und dabei trotzdem einen eigenen Stil bewahrt / Das Publikum ist restlos begeistert: „Sie ist die beste Dietrich-Interpretin, die ich je gesehen habe, sie bringt das Lebensgefühl dieser Zeit perfekt rüber, ihre Stimme, ihre Mimik: einfach toll“...
Jola Wolters zaprezentowała już swój trzeci solowy program poświęcony światowej sławy Marlenie Dietrich – i wzruszyła publiczność do łez.
Jej siłą są delikatne, subtelne dźwięki – tęsknota w jej głosie jest niemal namacalna. Jest w nim tyle ciepła, że aż przypomina żar.
Śpiewa „Jestem od stóp do głów w miłości” z błyskiem w oczach, przy którym od razu można zrozumieć, dlaczego Dietrich doprowadzała do szaleństwa zarówno mężczyzn,
jak i kobiety. Chyba nie ma innej piosenkarki, która byłaby tak blisko wielkiej Dietrich, a jednocześnie zachowała własny styl.
Publiczność jest zachwycona: „To najlepsza interpretatorka Dietrich, jaką kiedykolwiek widziałem; doskonale oddaje klimat tamtych czasów, jej głos, mimika – po prostu świetnie”…
Jola Wolters singt Kora & Maanam
Von Claudia Böckmann
Ich kannte Jola Wolters als dreisprachige (deutsch – französisch – polnisch) literarische Chanson-Sängerin und mit ihrem Marlene Dietrich Programm. Nun war Jola wieder in Wesel und auf dem Programm standen Lieder der polnischen Sängerin Kora und ihrer Band Maanam, gegründet Ende der 70er und bereits ab 1980 sehr erfolgreich in Polen unterwegs. Ich kannte weder Kora noch die Band und war gespannt, was mich erwartete. Das Konzert startete mit einem ruhigen, sanften, melancholischen Liebeslied, und der Funke sprang sofort über. Zwischendrin wurde es auch deutlich ‚rockiger‘, wobei der Grundton der Lieder von Kora geprägt ist von großen Gefühlen, die musikalisch sehr differenziert umgesetzt und ausgestaltet werden. Für die Konzertbesucher*innen, die in der polnischen Sprache nicht zu Hause waren, übersetzte bzw. fasste Jola den Inhalt kurz zusammen. Aber die Sprache stand gar nicht an erster Stelle, denn die Musik transportierte die Stimmungen perfekt, und die Künstlerin ließ mit ihrer Stimme und ihrer authentischen Ausstrahlung Kora lebendig werden. An mehreren Punkten ergänzten Hintergrundinformationen über die Sängerin, das Entstehen der Band und den damals aktuellen politisch-gesellschaftlichen Hintergründen der Solidarność-Bewegung Anfang der 80er Jahre in Polen das Konzert. Was auffiel an diesem Abend, waren die vielen Konzertbesucher*innen im vollbesetzten Saal der VHS , deren Muttersprache Polnisch war und die mit großer Begeisterung über viele Passagen Jola sehr textsicher ‚begleiteten‘. Einige hatten Blumen für sie mitgebracht. All das machte deutlich, was für eine Bedeutung Kora für eine ganze Generation hatte. Wie schicksalhaft, dass sie 2018 brutal aus ihrem künstlerischen Schaffen durch ihren frühen Tod herausgerissen wurde.
Und dann gab es noch ein Detail, das diesen Abend so besonders machte. Jola wurde begleitet von zwei hervorragenden Gitarristen. Einer der beiden war ihr Sohn, Filip, geboren 1980, der vermutlich mit den Klängen von Kora, deren Lieder seine Mutter von Anfang oft gehört und gesungen hat, aufgewachsen ist. Die beiden miteinander musizieren zu hören und vor allem sie auch live zu erleben, war sehr berührend und verlieh dem Abend eine ganz besondere emotionale Farbgebung.
Znałam Jolę Wolters jako trójjęzyczną (niemiecko–francusko–polską) wykonawczynię literackich chansonów oraz z jej programu poświęconego Marlenie Dietrich.
I Jola znów była w Wesel, a w programie znalazły się piosenki polskiej wokalistki Kory i jej zespołu Maanam, założonego pod koniec lat 70., który już od 1980 roku odnosił w Polsce duże sukcesy. Nie znałam ani Kory, ani zespołu, więc byłam ciekawa, co mnie czeka. Koncert rozpoczął się spokojną, delikatną, melancholijną piosenką o miłości
i natychmiast udzieliło mi się to poruszenie. Choć ogólny ton utworów Kory naznaczony jest wielkimi emocjami, które są muzycznie bardzo subtelnie i różnorodnie oddane. Dla publiczności, która nie znała języka polskiego, Jola tłumaczyła lub krótko streszczała treść piosenek. Jednak język wcale nie był najważniejszy, bo muzyka doskonale przekazywała nastroje, a artystka swoją interpretacją, głosem i autentyczną charyzmą sprawiła, że Kora jakby „ożyła” na scenie.
W kilku momentach koncert został uzupełniony o informacje o samej wokalistce, o powstaniu zespołu oraz o ówczesnych polityczno-społecznych realiach związanych z ruchem Solidarność na początku lat 80. w Polsce. Tego wieczoru zwracała również uwagę liczna grupa słuchaczy o polskich korzeniach, którzy z wielkim entuzjazmem i dużą znajomością tekstów towarzyszyli Joli w wielu fragmentach. Niektórzy przynieśli dla niej kwiaty. Wszystko to pokazało, jak ogromne znaczenie miała Kora dla całego pokolenia. Jakże tragiczne jest to, że w 2018 roku została tak brutalnie wyrwana ze swojej twórczej drogi przez przedwczesną śmierć.
Był jeszcze jeden szczegół, który uczynił ten wieczór wyjątkowym. Joli towarzyszyło dwóch znakomitych gitarzystów. Jeden z nich był jej synem, Filipem, urodzonym w 1980 roku, który prawdopodobnie dorastał wśród dźwięków Kory — piosenek, które jego mama od początku często słuchała i śpiewała. Słyszeć ich wspólne muzykowanie, a przede wszystkim zobaczyć ich razem na żywo na scenie, było niezwykle poruszające i nadało całemu wydarzeniu szczególnego, emocjonalnego kolorytu.
To był wspaniały wieczór — po kilku bisach rozmowy jeszcze długo trwały, robiono pamiątkowe zdjęcia, a wszyscy zgodnie stwierdzili, że chcieliby ponownych spotkań z Jolą i jej muzykami …
Neue Ruhr Zeitung NRZ
Hommage an eine große Diva und Stilikone
Von Dieter Krüssmann
...Mit ihrer schönen Stimme erinnerte Wolters noch einmal an das Wirken dieser großen Persönlichkeit / Der Pianist Wim Naus und die Chansonniere Jolanta Wolters präsentierten eine einfühlsame Hommage an die Dietrich / Jolanta Wolters brauchte kein Bühnenbild. Nur ein Klavier, ein Notenständer und ein Garderobenständer, an dem der Zylinder und eine Stola hingen, standen vor dem Publikum / Die Diva selbst trat in einem Hosenanzug mit Weste auf, so wie man es von der Dietrich gewohnt war /mancher dachte sich, dass Marlene höchstpersönlich anwesend war...
„Swoim pięknym głosem Wolters po raz kolejny przypomniała o dorobku tej wielkiej osobowości. Pianista Wim Naus oraz pieśniarka Jolanta Wolters zaprezentowali poruszający hołd dla Marlene Dietrich. Jolanta Wolters nie potrzebowała scenografii. Przed publicznością znajdowały się jedynie fortepian, pulpit na nuty i stojak na ubrania, na którym wisiał cylinder i stola. Sama diva wystąpiła w garniturze ze spodniami i kamizelką – tak, jak to było w zwyczaju Dietrich.
Niejeden myślał, że sama Marlene była obecna tego wieczoru...
Westdeutsche Allgemeine Zeitung WAZ
Unbändige Musikalität aus dem „Weimarer Dreieck“
Von Jonas Schlömer
Ein internationaler Chansonabend begeistert das Publikum im Duisburger Stadttheater. Das Trio besticht mit Gefühl und musikalischem Gespür.
So gab es für das Publikum im Opernfoyer polnische, französische und deutsche Chansons – vor allem aber einen Abend voller nackter, begeisternder Musikalität unter dem Titel „Jeżeli miłość jest – wenn es Liebe ist“ / ...Meister(in) aller Klassen /Beide Begleiter müssen ohnehin schnell reagieren, denn das stimmliche Spektrum von Jolanta Wolters erstreckt sich vom leisen Säuseln bis zum heiseren Röhren. Die Sängerin setzt diese Extreme – und alles, was dazwischen liegt – äußerst passend ein, in den Tiefen grollend und in den Höhen glasklar. Vom ersten bis zum letzten Stück des Liederabends überzeugt das Trio vor allem mit seiner überbordenden Musikalität. Besonders bestechend klingt der Gesang von Jolanta Wolters dann, wenn sie auf polnisch singt. Das tänzerisch-anrüchige „Babę zesłał Bóg“ mit Swing- lässt das Cello plötzlich Walking Bass spielen, mit „Jestem kobietą“ ist das möglicherweise schönste Stück des Abends vielleicht auch das traurigste. Das Antikriegslied erzählt von der Unvermeidbarkeit von Tod und Gewalt – und klingt im Opernfoyer dank strahlender, hymnischer Begleitung manchmal doch hoffnungsvoll und melancholisch-bittersüß. Besonders angenehm: Von reich verziertem Belcanto-Ductus, der schon manch weltlich-fröhlichen Chanson mit zu viel Pathos verdorben hat, ist bei Wolters nichts zu hören. Piafs „C’est l’amour“ oder der Weltklasse-Song „Ich hab’ noch einen Koffer in Berlin“ klingen federleicht / Den kurzweiligen, ehrlichen, grundmusikalischen Abend honoriert das Publikum mit stehenden Ovationen...“.
Międzynarodowy wieczór chanson zachwyca publiczność w Teatrze Miejskim w Duisburgu. Trio olśniewa emocją i muzycznym wyczuciem..
W foyer operowym publiczność usłyszała polskie, francuskie i niemieckie chansons – przede wszystkim jednak otrzymała wieczór pełen czystej, porywającej muzykalności pod tytułem „Jeżeli miłość jest – wenn es Liebe ist”. Mistrzyni/Mistrzowie wszystkich klas /Obaj akompaniatorzy muszą reagować wyjątkowo szybko, bo spektrum głosu Jolanty Wolters rozciąga się od cichego szeptu aż po chrypiący ryk. Artystka wykorzystuje te skrajności – i wszystko pomiędzy – niezwykle trafnie: w niskich dźwiękach dudniąc, a w wysokich – krystalicznie czysto.
Od pierwszego do ostatniego utworu recitalu trio zachwyca przede wszystkim swoją nieokiełznaną muzykalnością. Szczególnie poruszająco brzmi głos Jolanty Wolters, gdy śpiewa po polsku. Zmysłowo-taneczne „Babę zesłał Bóg” z elementami swingu sprawia, że wiolonczela nagle przechodzi w walking bass, a „Jestem kobietą” było najpiękniejszym, a zarazem najsmutniejszym utworem wieczoru. Ta antywojenna pieśń opowiada o nieuchronności śmierci i przemocy – a mimo to, dzięki promiennej, hymnicznej oprawie, w foyer operowym wybrzmiewa czasem z nadzieją i melancholijnie słodką goryczą. Szczególnie przyjemne jest to, że u Wolters nie słychać ani śladu bogato zdobionego belcanta, które już nieraz zepsuło świeckie, radosne chansons nadmiarem patosu. „C’est l’amour” Piaf czy światowej klasy utwór „Ich hab’ noch einen Koffer in Berlin” brzmią lekko jak piórko.
Ten krótki, szczery, głęboko muzykalny wieczór publiczność nagrodziła owacją na stojąco.
Westfälischen Nachrichten WN
Schlosskonzert in Freckenhorst - Ein Abend zum Schwärmen
...Jola Wolters betritt die Bühne. Verführerisch in Schwarz gewandet flüstert die Sängerin zum Auftakt eines einzigartigen Chansonabends den Klassiker von Lilian Harvey: „Wie hab ich nur leben können ohne dich“, ins Mikro. Die rund 400 Musikfreunde, die im Garten des Schlosses Westerholt Platz genommen haben, sind begeistert vom Star des Abends und genießen ein Musikerlebnis der Extraklasse. Jola Wolters überzeugt mit einer unglaublichen Bühnenpräsenz und ihrer tollen Stimme. Begleitet wird die Künstlerin von den exzellenten Musikern Oleg Bordo am Piano und Margarita Fonotova am Cello / Die Zuhörer hängen an ihren Lippen / „Ich weiß, es wird einmal ein Wunder geschehen“ – dieses legendäre und weltberühmte Lied darf an einem solchen Abend auf keinen Fall fehlen. Ebenso wie Hilde Knefs Wunsch nach einem Regenguss aus roten Rosen. Auch wenn Jola Wolters nur mit einer auf der Bühne steht, sie hätte an diesem Abend so einen Schauer voll mit diesen Edelblumen verdient. „Jola Wolters ist eine großartige Interpretin, die mit Evergreens Erinnerungen weckt“...
Jola Wolters wchodzi na scenę. Uwodzicielsko ubrana na czarno, szepcze na rozpoczęcie wyjątkowego wieczoru chanson klasyk Lilian Harvey: „Jak mogłam żyć bez ciebie” do mikrofonu. Około 400 miłośników muzyki, którzy zajęli miejsca w ogrodzie zamku Westerholt, jest zachwyconych gwiazdą wieczoru i rozkoszuje się muzycznym przeżyciem najwyższej klasy. Jola zachwyca niesamowitą prezencją sceniczną i wspaniałym głosem. Towarzyszą jej znakomici muzycy: Oleg Bordo przy fortepianie oraz Margarita Fonotova przy wiolonczeli. Słuchacze wstrzymują oddech, wsłuchując się w każdy jej dźwięk. „Wiem, że kiedyś zdarzy się cud” – tej legendarnej i światowej sławy piosenki nie mogło zabraknąć podczas takiego wieczoru. Podobnie jak życzenie Hilde Knef o deszczu czerwonych róż. Choć Jola Wolters stoi na scenie sama, zasłużyła tego wieczoru na taki deszcz pełen tych szlachetnych kwiatów.
Rheinische Post RP
Polnischer Abend mit Bettina Rutsch
... die phänomenale, seit 14 Jahren in Duisburg lebende polnische Chansonsängerin Jola(nta) Wolters.
... fenomenalna polska piosenkarka Jola(nta) Wolters, która od 14 lat mieszka w Duisburgu.
Westdeutsche Allgemeine Zeitung WAZ
Die Ständige Suche nach Halt
Nieobecne, Abwesende vereint Polnisches und Deutsches, Tanz, Musik und Theater gesungen wurden sie im Original, mit der kräftigen, raumgreifenden, wunderschönen Stimme von Jola Wolters. ...Sie singt auf Deutsch und auf Polnisch und kann als moderne Europäerin und Botschafterin der Kulturen verstanden werden...
Nieobecne jednoczą język polski i niemiecki, taniec, muzykę i teatr, zaśpiewane były mocnym, ekspansywnym, pięknym głosem Joli Wolters.
Śpiewa po niemiecku i polsku i można ją rozumieć jako nowoczesną Europejkę i ambasadorkę kultur...
Neue Ruhr Zeitung NRZ
Oberhausen geht spät ins Bett
Marlene Dietrich hatte durch die Lesung und Interpretation von Jola Wolters im Bert-Brecht-Haus noch einmal einen großen Auftritt.
Marlene Dietrich miała dzięki czytaniu i interpretacji Joli Wolters w Bert-Brecht-Haus kolejny wielki występ.
Maryla Chudzyńska
Brawo Pani Jola ! Niech żałuje kto nie posmakował wspaniałej atmosfery występu Joli Wolters. Szansonistka zaskakuje swoimi występami artystycznymi. Z wdziękiem nawiązuje kontakt ze słuchaczami. Należace do klasyki gatunku piosenki Marleny Dietrich, Agnieszki Osieckiej, Edith Piaf przekazuje umiejętnie operujac głosem, gestem i mimiką, wiążac dowcipnie melodie z obrazem. Z powodzeniem omija rafy grożace parodii nie tracąc nic z pełnej swobody interpretacji. Jola Wolters ujawnia swoje artystyczne możliwości bez aktorskiego wykształcenia, posługując sie całym arsenalem środków wyrazu dla stworzenia pełnego chumoru mini recitalu.
Samo Życie
Jola Wolters śpiewa o miłości.
Kto dotąd nie zetknął się z twórczością artystyczną Joli Wolters (mieszka w Duisburgu), powinien to koniecznie zrobić, a jest ku temu okazja, bo ukazała się właśnie najnowsza, trzecia w jej dorobku, płyta „Jeżeli miłość jest“. Na album składa się 16 utworów – chanson i poezji śpiewanej – z repertuaru wielkich tego gatunku, m.in. Ewy Demarczyk, Marka Grechuty, Seweryna Krajewskiego i innych. Wśród kompozytorów takie nazwiska, jak J. Satanowski, Z. Konieczny, M. Grechuta, S. Krajewski, M. Jackowski czy Niemiec F. Holländer, a autorzy tekstów to m.in. A. Osiecka, J. Tuwim, K.I. Gałczyński, E. Stachura, W. Młynarski, Kora… Płytę przesłuchałem z prawdziwą przyjemnością. Nie dlatego, że wspomnienia… Jest po prostu bardzo dobra. Dobrze się stało, że po okresie występów z grupami rockowymi, Jola Wolters powróciła do chanson, bo do tego gatunku ma najlepsze predyspozycje: ciepły, acz silny głos i umiejętności interpretacyjne, co w wypadku poezji śpiewanej jest warunkiem koniecznym / bardziej podoba mi się w utworach, kiedy jest „cała sobą“, jak np. w „Ja jestem po to, aby mnie kochać“ (utwór ten śpiewały dwie wielkie gwiazdy – Marlena Dietrich i Hildegard Knef). Ale muzyka jest nie do opisywania, lecz słuchania. Dlatego zachęcam do sięgnięcia po tę płytę. W sam raz na nastrojowe długie wieczory.
Wyborcza
Pierwsza premiera w nowym sezonie. Transplantacje rocznika 65. ...lekarze to nawiedzeni szaleńcy, a tajemniczy zmarły pacjent pali papierosy i do tego świetnie śpiewa...
Westdeutsche Allgemeine Zeitung. WAZ
Liebeswalzer auf Leben und Tod
Die neue CD von Jola Wolters könnte als freundliche Aufforderung verstanden werden, endlich Polnisch zu lernen. „Jeżeli miłość jest…wenn es Liebe ist“, lautet der Titel ihres neuen Albums, auf dem die in Duisburg lebende polnische Sängerin „einen Liebeswalzer auf Leben und Tod tanzen“ will. „Deine Augen sind grün wie der Sommerwind in verzaubertem Wald. Für Dich hat der kleine Gärtner Duftwicken gepflanzt und wollte Dir seine Liebe schwören.“ So heißt es auf Deutsch in ihrem schönen poetischen Lied „Groszki i róże“, mit dem sie und mit weiteren 15 mit ausdrucksstarker Stimme gesungenen Songs dem traditionsreichen polnischen Chanson und seinen uns leider weitgehend unbekannten Schöpfern Agnieszka Osiecka, Marke Grechuta und Julian Tuwim huldigt. Und am Ende dieses sehr empfehlenswerten Albums blitzt dann ihre Liebe zum Werk von Friedrich Holländer auf, dessen Klassiker „Ich bin von Kopf bis Fuß auf Liebe eingestellt“ damit auch im polnischen Chanson gelandet wäre. „Eine Frau sehnt sich nach einem Mann, eine andere erträgt nicht, dass ihr Liebster ein neues Leben hat. Eine schöne Unbekannte will vor Liebe brennen und darin untergehen. Jemand beneidet ein Paar um seine strahlende Liebe und zerstört sie für immer. Immer nur für einen Tag ist sie seine Marilyn Monroe, dann kehrt er zu seiner Frau zurück“. Jola Wolters, die uns aus ihrem Album mit kunstvoll gescheiteltem blondem Schopf und mit blauäugiger Eleganz wie eine Traumgestalt durch ein magisches Glasfenster anschaut, macht mit diesen Zeilen neugierig auf ihre Lieder, in denen sie noch in jedem kleine Geschichten von der Liebe erzählt. Musikalisch unterstützt wird sie dabei vom Pianisten Oleg Bordo, der auch für die Arrangements verantwortlich ist, und von Cellistin Margarita Fonotova, die für sehnsuchtsvolle Streicherklänge sorgt.
Thomas Becker
Lokalkompass
Großer Andrang herrschte am vergangenen Freitag im Duisburger Stadttheater. Die seit 17 Jahren in Duisburg lebende Chansonniere Jola Wolters hatte zu einem deutsch-polnischen Liederabend ins Opernfoyer geladen, die Resonanz war überwältigend. Bereits eine Stunde vor Beginn versammelten sich zahlreiche Zuschauer im Foyer, stapelweise mussten Stühle herangeschafft und hinzugestellt werden und zuletzt war es unumgänglich, die Balkone auf der ersten Etage zu öffnen. Jola Wolters, die besonderen Wert auf die Zweisprachigkeit in ihren Liedern legt, hatte für diesen Abend exzellente polnische und deutsche Chansons ausgewählt, die sie szenisch zwischen den Liedern übersetzte und verband. Die brillante und hochemotionale Gesangsdarbietung der Künstlerin fesselte das Publikum vom ersten Moment und lies es auch erst wieder los, als Jola Wolters sich nach einer Stunde mit frenetischem Applaus verabschiedete.
W ubiegły piątek w Teatrze Miejskim w Duisburgu panowało ogromne zainteresowanie. Chansonistka Jola Wolters, mieszkająca w Duisburgu od 17 lat, zaprosiła na niemiecko-polski wieczór piosenek do foyer opery, a reakcja publiczności była przytłaczająca. Już godzinę przed rozpoczęciem w foyer zebrała się liczna widownia, trzeba było przynieść i ustawić mnóstwo krzeseł, a ostatecznie niezbędne okazało się otwarcie balkonów na pierwszym piętrze.
Jola Wolters, która przywiązuje szczególną wagę do dwujęzyczności swoich piosenek, wybrała na ten wieczór znakomite polskie i niemieckie chanson, które tłumaczyła i łączyła z utworami. Wspaniałe i pełne emocji wykonania piosenek artystki wciągnęło publiczność od pierwszej chwili i nie puściło jej dopiero wtedy, gdy Jola Wolters po godzinie pożegnała się przy entuzjastycznych brawach.
Stadttheater Duisburg,
Von Claudia Kleinert
Solange die Musik in uns spielt - Dopóki w nas muzyka gra.
Offenbar hatte man im Theater nur mit einer kleinen Gruppe von Interessenten für die Veranstaltung "Dopóki w nas muzyka gra - Solange die Musik in uns spielt" gerechnet. Doch das Interesse war ausnehmend groß und die Erwartungen des Publikums wurden nicht enttäuscht. Eine Frau im roten Mantel, legt - offenbar nervös - eine Rose und einen Brief auf einen schwach erleuchteten Tisch und geht. Ein Mann kommt herein, findet diesen Brief und liest kopfschüttelnd. Szenen einer Beziehung? Eines Abschieds? Eine Rückblende? Die Entscheidung wird letztlich dem Zuschauer überlassen. Jeder kann sich ein Stück darin wiederfinden. Während Sängerin Jolanta Wolters auf Polnisch begleitet von Arkadiusz Bleszynski an der Gitarre und Ruthilde Holzenkamp am Akkordeon mit viel Temperament und sehr ausdrucksvoller Stimme Chansons vortrug, die von glücklichen Momenten, verrückten Ideen, Träumen und Enttäuschungen sprachen, las Michal Nocon Texte in polnischer und deutscher Sprache, die nachdenklich stimmten, schmunzeln ließen und nur allzu Menschliches aufzeigten. Das Publikum war gefesselt. Zwischenapplaus brandete immer wieder auf, der Schlussbeifall wollte kein Ende nehmen. Ein gelungener Abend auf sehr hohem Niveau, der so schnell nicht in Vergessenheit geraten wird.
Najwyraźniej w teatrze spodziewano się jedynie małej grupy zainteresowanych wydarzeniem „Dopóki w nas muzyka gra – Solange die Musik in uns spielt”. Tymczasem zainteresowanie było ogromne, a oczekiwania publiczności nie zostały zawiedzione. Kobieta w czerwonym płaszczu – najwyraźniej zdenerwowana – kładzie różę i list na słabo oświetlonym stole i odchodzi. Wchodzi mężczyzna, znajduje list i czyta go, kręcąc głową. Sceny z jakiegoś związku? Pożegnania? Powrót do przeszłości? Ostateczną decyzję pozostawiono widzowi. Każdy może odnaleźć w tym coś dla siebie.
Podczas gdy piosenkarka Jolanta Wolters, śpiewając po polsku, przy akompaniamencie Arkadiusza Bleszyńskiego na gitarze i Ruthilde Holzenkamp na akordeonie, z wielką ekspresją i temperamentem wykonywała chanson, opowiadające o szczęśliwych chwilach, szalonych pomysłach, marzeniach i rozczarowaniach, Michal Nocon czytał teksty w języku polskim i niemieckim, które skłaniały do refleksji, wywoływały uśmiech i ukazywały ludzkie słabości.
Publiczność była w pełni zaangażowana. Między utworami wybuchały oklaski, a końcowe brawa nie miały końca. To był udany wieczór na bardzo wysokim poziomie, który tak łatwo nie pójdzie w zapomnienie.
Jolanta Wolters